Jest pierwsza w nocy, a ja nie mogę zasnąć. Natłok myśli sprawia, że muszę
najpierw jakoś to poukładać. Zamykam oczy, może wtedy odetnę się od tego, co
dzieje się w mojej głowie. Za dużo pytań na raz… Wydarzenia ostatnich dni jakoś
mnie stłamsiły, wyprowadziły z równowagi i postawiły w miejscu, w którym czuje
się jak dawna ja. Kolejna w przeciągu dwóch tygodni śmierć osoby, którą znałam,
sprawia, że moje myśli wracają do chwil, gdy koniec zaczynał mieć początek…
…zasypiam…
Wstałam nieprzytomna. Piję kawę, która powinna mnie rozbudzić, ale nie
działa. Zuzia w szkole, Romek w pracy, na gazie pyrka pomidorówka…Siadam do
komputera.
Pamiętam dzień, gdy dowiedziałam się, że babcia Teresa ma białaczkę.
Pamiętam co poczułam i jak bardzo mnie to dobiło, bo zdałam sobie wtedy po raz
pierwszy sprawę z tego, że może jej zabraknąć. Jak to? Świat bez babci Teresy?!
Przecież ona była zawsze! Nie, nie, nie….to niemożliwe! Do kogo będę dzwonić po
radę w każdej sprawie? Z kim będę godzinami rozmawiać o kwiatach? Ona mnie
rozumie jak nikt inny, to niemożliwe, żeby miało jej braknąć. Nie dam sobie bez
niej rady…
To było dobrych kilka lat temu i babcia mimo bardzo złych wyników, była z
nami przez kolejne lata. W międzyczasie zdążyłam poczuć coś, co mnie zszokowało.
Był piątek 15 czerwca ubiegłego roku. Moi wyjechali, a ja jak zawsze w tym
czasie odwiedziłam babcię Teresę. Idąc z auta popatrzyłam na babciny balkon.
Poczułam dwie rzeczy. Pierwsza, że idę tu do niej ostatni raz, druga – spokój i
poczucie, że jestem na to w końcu gotowa. W niedzielę babcia trafiła do
szpitala, a miesiąc później 14 lipca zmarła.
W piątek po powrocie do domu od babci napisałam wpis…
GDY KONIEC ZACZYNA MIEĆ POCZĄTEK….
...myślisz, że nie dasz rady, że to za
wcześnie. Nie chcesz nawet o tym słyszeć.
Dlaczego?... Tysiące pytań w jednej
chwili...
Zegar odmierza kolejne sekundy, dni,
miesiące, lata. Myślisz-udało się! Drzewa rosną, ptaki śpiewają, niebo nadal
wisi nad głową- wszystko jest dobrze...ufff...
Ale czy na pewno?
Kawa z dnia na dzień zaczyna mieć inny
smak, zaczynasz dostrzegać zmarszczki, których wcześniej przez tyle lat nie
dostrzegałeś. I nagle zdajesz sobie sprawę, że już nadeszła odpowiednia
pora...że drzewa i tak dalej będą rosły, ptaki będą śpiewać, a niebo zostanie
na miejscu bez względu na wszystko...
Zbyt wiele rzeczy trzymamy przy sobie na
siłę. Zbyt wiele spraw zaprząta nasze myśli - niepotrzebny balast.
Przyzwyczajenie daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa, które jest jak bańka
mydlana pękająca zawsze nie w porę. Spróbuj iść boso, porań nogi, zmoknij w
zimnym deszczu trzymając w ręce nierozłożony parasol. Zatańcz ze swoimi lękami,
staw im czoło. Zaufaj….
Czasem pogodzić się z czymś, znaczy
więcej niż nie stracić.
…byłam gotowa…
Co się wydarzyło, że ja bojąca się wszystkich nowych sytuacji, które mogą się wydarzyć, zmieniałam swoje nastawienie? Składam
na to wiele drobnych okoliczności, które wydarzyły się gdzieś po drodze przez
te wszystkie lata, napotkanych ludzi i błędnie lub dobrze podjętych decyzji. Musiałam
odnaleźć balans miedzy tym czego chcę, a na co nie mam wpływu.
Irracjonalność sytuacji, których tak bardzo się obawiasz sprawia, że jesteś
w stanie dać radę w dużo bardziej ekstremalnych warunkach niż te, na które
jesteś gotowy. Myślisz, że śmierć, zmiana pracy, wyjście ze swojej strefy
komfortu, sprawi tylko efekty płynące w jedna stronę. Tak naprawdę po czasie
przekonujesz się, że to wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż Ci się
na początku wydawało. Owszem, ból, strach czy niepewność nie są uczuciami,
które chcesz przeżywać, jednak to one pokazują jak wiele jesteś w stanie znieść
i móc. To może wydawać się niezrozumiałe i głupie, ale pomyśl tylko w ilu
przypadkach się to sprawdziło. Nieudany, czasem toksyczny związek, z którego
bałeś się zrezygnować okazał się lekcją życia dzięki, której wiesz, jakich
decyzji nigdy więcej nie podejmować. Zmiana otoczenia pokazała Ci, że na świat
składają się różne współzależności, a nie tylko te, które mijałeś na co dzień do
tej pory. Śmierć ukochanej osoby udowodniła, że drzewa jednak rosną dalej, a co
najgorsze nie chcą przestać…
Wiem, że powiedzenie „co nas nie zabije to nas wzmocni” nijak się ma do tego
co czujesz, gdy Twój świat się rozpada. Nie możesz złapać oddechu, a strach
przed tym, że to nie jest tylko zły sen paraliżuje Cię tak, że nie masz siły
otworzyć oczu i wstać z łóżka. To cholernie trudny czas i tylko ten, kto przez
niego przeszedł to zrozumie. Wstajesz bo musisz. Robisz dzieciom śniadanie,
pijesz kawę i zaczynasz kolejny dzień. Masz wrażenie, że jesteś bohaterem filmu
„Dzień świstaka”. Kolejna doba mija tak
samo, bo Twój lęk, strach czy ból idzie za Tobą krok w krok…Twój towarzysz
sadysta…
Jedyna rzecz jaką musisz zrobić w tej sytuacji to nauczyć się żyć w ten
sposób, aby te uczucia Cię nie paraliżowały. Nie da się bez nich przeżyć życia.
Zawsze będziesz się czegoś bał lub o coś martwił. Nie ma sposobu, aby się ich
wyzbyć w 100%, jest jednak sposób na to, by nie dać im wygrać.
Nie powiem Ci jak to zrobić, bo każdy ten sposób musi odnaleźć sam. Musisz
jedynie dobrać odpowiedni kierunek swoich poszukiwań. Czasem odkryjesz, że obok
Ciebie są anioły, a niekiedy może się okazać, że przyjaciele wcale nimi nie są…
Wyrzuć ze swojego życia niepotrzebny balast. Po pewnym czasie zrozumiesz, że
tym balastem potrafią być też ludzie, a nie tylko rzeczy materialne. Znajdź
osobę, która wskaże Ci kierunkowskaz na rozstaju, na którym utknąłeś. To będzie
początek Twojej drogi. Nie gwarantuje Ci, że nie trafisz na niej na wyboje,
wypadki i niebezpieczne zakręty, ale obiecuje, że w końcu odnajdziesz siebie.
W ciszy odnajdziesz chaos, a w zamęcie spokój. Nauczysz się oddychać,
gdy brakuje powietrza, a Twoje serce znowu
zacznie bić normalnym rytmem. To będzie początek końca, a ten koniec stanie się
dla Ciebie nowym początkiem.
No właśnie, nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale ja chyba jestem mniej wrażliwa osoba niż Ty, albo wolę myślec o tym co wokół mnie jest pozytywne. Nie skupiam się na śmierci, bo czeka ona na każdego z nas. Ważne jest tu i teraz. Poświęcam energię i czas dla tych, ktorzy są obok. Oczywiście nie zapominając o tych, którzy byli, którzy w jakiś sposób mnie ukształtowali. Nie rozpaczam - myśle o nich miło i jestem wdzięczna, że mogłam ich poznać...
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że masz do takich rzeczy zdrowe podejście i żyjesz tym co teraz. Też tak do tego podchodzę, jednak w chwili, gdy pisałam ten tekst byłam w trudnym dla siebie miejscu i gdyby nie moje zdrowe podejście to tego wszystkiego, byłoby nieciekawie. W przeciągu dwóch tygodni odeszło z tego świata dwóch moich kolegów z podstawówki i jakbym racjonalnie do tego nie podchodzić, nie da się ominąć smutku, który się pojawia.
UsuńTaki smutek zawsze przypomina o trudnych chwilach i mi właśnie przypomniał moment, gdy zdałam sobie sprawę, że pewne rzeczy są nieuniknione, moment, gdy odeszła mama, babcia, osoby, które były pewnikami w moim życiu. Mimo, że to nie były łatwe przeżycia to po części jestem za nie wdzięczna, bo pomogły mi zrozumieć naprawdę wiele rzeczy.